Archive for maja 2010

Elton John


"Sir Fortepian", jak mówią o nim przyjaciele, zagrał na stadionie warszawskiej Polonii. Ponad dwugodzinny koncert potwierdził, że muzyk jest w doskonałej formie.
Dzień, który zapowiadał się słonecznie, na wieczór zaskoczył nas wielką ulewą. Zanim Elton John wyszedł na scenę stadion zamienił się w wielkie bajoro. Ludzie stali po kostki w wodzie, a z nieba nie zamierzało przestać lać. Jednak wytrwali fani cierpliwie czekali na koniec deszczu i początek wielkiego majowego wydarzenia.

Około godziny 19:00 gdy niebo nie odpuszczało przed publicznością pojawił się oczekiwany Sir Elton John. Gdy pierwsze dźwięki fortepianu zagłuszyły uderzające o zadaszenie trybun krople deszczu publiczność nieco ożyła. Muzyk dostał wielkie brawa na samym początku i rozpoczął przedstawienie.



Każdy utwór, który zabrzmiał tego wieczoru miał w sobie coś niezwykłego. Mimo wielu lat działalności Eltona na scenie muzycznej, ma on w sobie jeszcze dużo energii i potrafi rozgrzać tłumy do czerwoności. Za każdym razem gdy po skończonym kawałku wstawał zza fortepianu i dziękował publiczności, dostawał wielkie brawa.

Co prawda telebimy miały małe problemy z powodu deszczu i wyświetlały czerwone i czarne plamy od czasu do czasu, ale widzowie dokładnie mogli zobaczyć każdy szczegół na scenie. Realizacja koncertu była dobra i nie można było narzekać również na nagłośnienie.



Jak widać na zdjęciach deszcz skrapiał też obiektywy aparatów, co niekiedy owocowało ciekawymi efektami.



Elton John ze swoim zespołem zagrał technicznie doskonały koncert. Utwory brzmiały jak na płytach, z tą różnicą, że tu mieliśmy jeszcze doznania wizualne. Perfekcyjna współpraca muzyków. Jednak z relacji słuchaczy wiem, że niektórym brakowało żartu Eltona między utworami, co czynił zazwyczaj na innych koncertach.



O godzinie 21:09 Sir Fortepian ze słowami "God bless Poland" zszedł ze sceny, aby powrócić po kilku minutach przy wielkich owacjach publiczności. Na bis zagrał jeszcze dwa utwory i po ponad dwugodzinnym koncercie pożegnał się z polskimi fanami. Jak można się było spodziewać po nazwie trasy: "Elton John's Rocket Man Greatest Hits Tour" usłyszeliśmy wszystkie jego największe hity łącznie z "Sacrifice", "Circle of Life" z wizualizacją z Króla Lwa ( w 1994 roku dostał Oscara za ten właśnie utwór), "Rocket man" i świetnym wykonaniem "The bitch is black".


Koncert był niesamowitym wydarzeniem. Zarówno dla wieloletnich fanów Eltona Johna, jak i tych, którzy go słuchali po raz pierwszy. Kto nie był niech żałuje, bo muzyka, którą grali jest przyjemna i bardzo szybko można wejść do grupy wielbicieli Pana Sir Fortepian. Energicznie, perfekcyjnie i świetnie muzycznie.


Więcej zdjęć TUTAJ, acz jest tu więcej Eltona niż kogokolwiek innego z zespołu. W końcu on był gwiazdą w ten niedzielny, niestety deszczowy wieczór.

Dołączam też setlistę z koncertu:

1. Funeral For A Friend - Love Lies Bleeding
2. Saturday Night's Alright For Fighting
3. Levon
4. Madman Across The Water
5. Tiny Dancer
6. Philadelphia Freedom
7. Goodbye Yellow Brick Road
8. Daniel
9. Rocket Man
10. I Guess That's Why They Call It Blues
11. Sacrifice
12. Take Me To The Pilot
13. Something About The Way You Look Tonight
14. Don't Let The Sun Go Down On Me
15. Sorry Seems To Be The Hardest Word
16. Candle In The Wind
17. Sad Songs
18. Benny And The Jets
19. The Bitch Is Back
20. I'm Still Standing
21. Crocodile Rock
22. Circle Of Life
23. Your Song

Elton John, 30 maja 2010, Stadion Polonii (Warszawa)
niedziela, 30 maja 2010
Posted by Cochise

Marsz Wyzwolenia Konopii 2010


Kolejna już edycja Marszu Wyzwolenia Konopii, czyli walki z władzą o zalegalizowanie marihuany, zaczęła się punktualnie o 15:00 pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie.
Przyszło kilka tysięcy ludzi w każdym wieku. Przez godzinę trwała impreza pod Pałacem, a potem wszyscy wyruszyli pod sejm. Na trzech wielkich naczepach rozbrzmiewała muzyka (reagge, drum&bass), a cały pochód wykrzykiwał "Sadzić, palić, zalegalizować". Nie obyło się bez pozdrowień dla policji, typu "Kto nie skacze...". Wielka kolorowa manifestacja wstrzymywała ruch drogowy wszędzie gdzie przechodziła. Przyszło naprawdę sporo ludzi. Tłum pachniał marihuaną, śpiewał i domagał się legalizacji.
























Gdy robiłem zdjęcia na Placu Trzech Krzyży, jakaś pani zasłoniła mi obiektyw i zapytała czy są tutaj ludzie z całej Polski. Odpowiedziałem, że tak. Wtedy zapytała: "czy Pan uważa, że to słuszne?" Porównałem konopie do wódki i jej legalności, po czym odpowiedziałem, że "TAK". Na to pani wymruczała pod nosem kilka niecenzuralnych słów w moją stronę, powiedziała, że "marihuanina zabija młodych ludzi" i poszła. Taka moja pointa na temat głupich ludzi...

Jeszcze krótki film spod PKiN:


Oraz z Placu Trzech Krzyży:


Sadzić! Palić! Zalegalizować!

Więcej zdjęć TUTAJ

I wszystkiego najlepszego młodej parze, która brała ślub na Placy Trzech Krzyży. Ciekawe to musi być uczucie jak kilkaset osób na zmianę, przez kilkanaście minut krzyczy "GORZKO!".

Marsz Wyzwolenia Konopii, 29 maja 2010, Warszawa
Posted by Cochise

Juwenalia Agrykola


Juwenalia UKSW i UW, które odbyły się 21 maja (pierwszy dzień) na Agrykoli. Grali: Raggamoova, EastWest Rockers, Pustki, Indios Bravos, Myslovitz.
Juwenalia to takie dziwne święto, że ma się zdjęcia, ale nie z wszystkiego. No i same zdjęcia. Bez zbędnych opisów. Patronem był niestety Żywiec.






To było EastWest Rockers. A teraz będą Pustki.









Ogólnie było bardzo przyjemnie. Ragamoovy nie słyszałem, ale sądząc po ich ostatnim koncercie w Proximie mogło być nieźle. EWR bardzo przyjemnie, grali najbardziej znane kawałki, pozytywnie. Potem Pustki, które nie tylko mi nie przypadły do gustu. Zmulające pipczenie dla nastolatek moim zdaniem. Nigdy jakoś nie przepadałem. Pod sceną rzeczywiście "pustki". Indios Bravos bardzo fajnie, z mocą i energią. Dużo ludzi słuchających i dobrze się bawiących potwierdza poziom koncertu. Na końcu Myslovitz słyszany z daleka - nie żałuję. O tyle o ile kilka kawałków w moim mniemaniu przejdzie, to reszta rojkowych wyczynów ani mnie nie bawi, ani nie raduje.

Tak zakończył się dzień juwenaliowy (jeden z wielu w warszawskim maju) - około 23:00. Dzień zdecydowanie na plus, tym bardziej, że powiało utęsknioną festiwalową atmosferą, piwkiem na trawce i masą różnych i dziwnych ludzi. :)

A więcej zdjęć tutaj


sobota, 22 maja 2010
Posted by Cochise

Kim Nowak


Pierwszy występ nowego projektu Fisza i Emade. Do współpracy zaprosili jeszcze Michała Sobolewskiego i tak powstał Kim Nowak.
Panowie zagrali w warszawskim Powiększeniu. Dzień wcześniej w siedzibie Universal Music Polska udzielili mi wywiadu, który można przeczytać tutaj. Sam koncert można określić jako "wielki powrót lat 60-ych". Było głośno, brudno i niesamowicie.


Główną atrakcją był Michał Sobolewski, który ze swoich gitar (dwa Gibsony SG i Fender Stratocaster) wykrzesał iście hendrixowskie riffy. Przesterowane i ostre dźwięki wspaniale wtapiały się w mocne uderzenia w bębny, przy których siedział Emade. Wszystko dopełniał niskimi nutami gitary basowej i swoim wokalem Fisz. Razem brzmieli jak (zacytuję Fisza) "lepiej zagrana próba". Tak jak sobie zaplanowali.





Zagrana została cała płyta, łącznie ze wspaniałym Szczurem, który powala świetnym riffem. Były też krótkie i dłuższe przerwy instrumentalne, w czasie których gitarzyści albo się stroili, albo dogrywali do bębnów, albo odpoczywali... A że koncert miał niesamowitą moc, było się czym zmęczyć.



Oceną mogła być tylko reakcja publiczności... Po każdym kawałku nagradzała braci Waglewskich i Michała Sobolewskiego wielkimi brawami, okrzykami i nie sądzę, żeby miała dość ponad godzinnego koncertu.

Energia, moc hendrixowskiej gitary zmieszana ze starym, ponad czterdziestoletnim rockiem, wrzaski, przebijająca płuca perkusja i dynamika (mimo małej przestrzeni). Tak w skrócie można podsumować pierwszy koncert zespołu Kim Nowak.

Kto będzie miał okazję ich usłyszeć na żywo... Polecam. Nie ma się nad czym zastanawiać.




PS. Pozdrowienia dla koleżanki polonistki, z którą przed koncertem toczyłem zaciekłą rozmowę o tekstach w polskiej muzyce... i nie tylko ;P

Kim Nowak, Powiększenie (Warszawa), 19 maja 2010
środa, 19 maja 2010
Posted by Cochise

Soldiers of Jah Army


Soliders of Jah Army zagrał jako support przed Gentlemanem 30 kwietnia 2010. Panowie z USA znakomicie rozgrzali publiczność przed gwiazdą wieczoru.
Byłem zaskoczony poziomem muzyki SOJA. Nie słyszałem ich wcześniej i jakoś nie miałem ochoty sprawdzać ich nagrań. Az do koncertu. Bardzo miła niespodzianka.





Reggae z mocą bujania tłumem, ze się tak wyrażę. Kilkanaście kawałków i za każdym razem wielkie oklaski. Gitarzysta ma świetny wokal, całkiem nieźle radzi sobie ze swoimi sześcioma strunami i w połączeniu z resztą zespołu wypadają na scenie bardzo, bardzo ciekawie.



Niesamowicie pozytywną energię panowie wnoszą w swoją muzykę. Mi się naprawdę podobało. Co prawda Gentlemana nie przyćmili, ale dorównywali mu poziomem. Mam nadzieję, ze jeszcze do Polski przyjadą, bo teraz już wiem z czym to się je! :)







Soldiers of Jah Army, Stodoła, 30 kwietnia 2010.
poniedziałek, 3 maja 2010
Posted by Cochise

Pablopavo & Ludziki


Pablopavo z zespołem zagrali 30 kwietnia jako support przed Gentleman'em. Na żywo słyszałem ich po raz pierwszy. Bardzo miłe zaskoczenie...
Wokalista Vavamuffin w nowym projekcie sprawdził się niezwykle dobrze. Pablopavo wspomagał Earl Jacob w śpiewaniu. Razem brzmieli bardzo przyjemnie, a ich słowa wpadały w ucho bardzo szybko. Nieźle też wyszło wszystko od strony konferansjerskiej.




Zespół zagrał wiele utworów, które zostały oklaskane z radością, chociażby Jurek Mech, czy Do stu. "Można policzyć di dziesięciu, do dwudziestu, do trzydziestu, (...), do dziewięćdziesięciu, DO STU!" - krzyczał wraz z publicznością wokalista.




Mimo, że zespół grał jako support, to przyciągnął przed barierki całkiem sporą część widowni. I ja się nie dziwię, bo zagrali całkiem przyzwoicie i z energią, która właśnie tych ludzi rozruszała i rozpaliła. Bardzo dobry "rozgrzewacz", ale chętnie wybrałbym się na koncert samego zespołu w jakimś małym klubie. Ogólnie bardzo pozytywnie odebrani, a oni od siebie dali dużo fajnej reggae'owej muzyki.



Pablopavo & Ludziki, Stodoła, 30 kwietnia 2010.
niedziela, 2 maja 2010
Posted by Cochise

Gentleman


To będzie dłuższa relacja, bo aż z dwóch dni. Wszystko jednak dotyczy jednego człowieka, który swoją muzyką wypełnił w piątek Stodołę.
Gentleman - bo o nim mowa - przyjechał po raz kolejny do Polski. Dał dwa koncerty (w Warszawie i Poznaniu). Zacznę jednak od wywiadu, który został przeprowadzony 29 kwietnia na 40 piętrze hotelu Mariott w Warszawie:


Jakie przesłanie niesie Twoja nowa płyta (Gentleman - Diversity)?

Przesłań na nowej płycie jest wiele. Znajdziesz na niej piosenki o miłości, także tej do rodziny. „I got to go” zadedykowałem mojemu synowi. Większość jednak dotyczy społeczeństwa i człowieka. Dokąd zmierzamy, jakie są nasze cele…

Koncert w Warszawie jest drugi, a w Poznaniu trzeci w kolejności w tej trasie. Czy oznacza to, że polska publiczność jest dla Ciebie wyjątkowa?

Tak, zdobyłem tu naprawdę ogromne i miłe doświadczenie. Polska jest dużym krajem, wciąż się rozwijającym.

Masz tu ogromną rzeszę fanów.

Racja. Jestem szczęśliwy, że doceniacie moją muzykę. Jeśli ludzie chcą nas tu widzieć, to będziemy tu wracać!

W maju w Warszawie będzie miał miejsce „Marsz wyzwolenia konopii”. Co sądzisz o takich demonstracjach, popierasz je?

Zdecydowanie wierzę, że jeśli ludzie wychodzą na ulicę i głośno mówią o swoich oczekiwaniach, a ich głos jest słyszany, to są w stanie coś zmienić. Jeśli nikt nic nie mówi, to i nic się nie zmieni. Trzeba próbować. Może pierwsza, a nawet i druga demonstracja nie przyniesie efektów, ale jeśli ludzie się nie poddadzą, to kiedyś się uda. Historia to udowadnia. To ma sens.

Odwiedzasz Jamajkę odkąd byłeś nastolatkiem. Czym jest dla Ciebie to miejsce?

Jamajka jest miejscem z duszą. To ojczyzna muzyki, którą tak kocham i bardzo kreatywne miejsce. Kiedy jestem w Kingston czuje wielką energię. Spotykam wielu muzyków i producentów. To duża wymiana kulturowa i muzyczna. Jamajka jest tez bardzo biednym krajem. Politycy są skorumpowani... może nie wszyscy ale większość. To także kontrowersyjne miejsce pełne przemocy.




Pochodzisz z Niemiec, miejsca dla Jamajczyków odległego. Czy mimo tego czujesz z nimi więź?

Spędziłem na Jamajce pół życia. Pierwszy raz pojechałem tam w wieku 18 lat, teraz mam 36. Ludzie przyzwyczaili się do mnie. Pamiętam jak kiedyś znali moje piosenki z radia i płyt, ale nie wiedzieli, że jestem Niemcem. To nie robi różnicy, bo ludzie na Jamajce słuchają muzyki, słuchają słów. Nie zwracają uwagi na kolor skóry.

Czyli nie miałeś z tego powodu żadnych problemów?

Chyba miałem więcej problemów w Niemczech. Ciągle pytali mnie czemu śpiewam po angielsku, a nie po niemiecku. Ale teraz jest w porządku. Była jedna sytuacja na Jamajce. Podczas koncertu publiczność rzucała na scenę butelki. Może to brzmi dziwnie, ale to był rodzaj przywitania. Nie pomyśleli, że jestem z Niemiec i może nie powinni tego robić, bo przywitano tak wielu artystów.

Znasz język patois. Czy uważasz, ze piosenki reggae powinny być wykonywane w tym języku?

Poznałem muzykę reggae na Jamajce. Mam tam rodzinę i wielu przyjaciół. Gdy tam przebywam, mój angielski akcent zmienia się na bardziej jamajski. To zależy od otoczenia. Kiedy słuchasz mojego nowego albumu „Diversity”, słyszysz, że staram się śpiewać po angielsku tak, by wszyscy mnie zrozumieli. Nie uważam, że trzeba znać patois, by wykonywać muzykę reggae.

Znasz któryś z polskich zespołów reggae?

Moim supportem będzie polski zespół. Jutro mam zamiar udać się do sklepu i kupić trochę polskiej muzyki.

Czy porównujesz czasem jamajskie i europejskie społeczeństwo? Zmieniłbyś coś w europejskim życiu na bardziej jamajskie?


Obydwa społeczeństwa mają dobrą i złą stronę. Moglibyśmy uczyć się jedni od drugich. W Europie brakuje mi dialogu, komunikacji, życia rodzinnego i duchowości. Ludzie żyją zbyt szybko. Spędzają zbyt dużo czasu używając internetowych portali społecznościowych, zamiast patrząc sobie w oczy. To krytykuję. W Jamajce krytykuję przemoc, narkotyki. Tak, jak powiedziałem, moglibyśmy uczyć się jedni od drugich, dla lepszego jutra.

Jestem ciekawa jak Twój ojciec, pastor, postrzega kulturę reggae i co sądził o twoim pomyśle zostania artystą.

Jest dumny. Jest bardzo otwartym człowiekiem, lubi moją muzykę. Istnieje duże podobieństwo miedzy Rastafari, a Biblią. Głęboko wierzę w Boga, ale nie wierze w żadną religię. Moim bogiem nie jest też Selassie*. Wiele uczę się z każdej religii- Chrześcijaństwa, Buddyzmu, czy Islamu. Mój ojciec to akceptuje.

Widzisz wpływ ojca w swoim życiu?

Jezus był naprawdę fajnym gościem, kimś kto może pokazać nam jaką drogą podążać. Nie wierzę w Niebo i Piekło. Myślę, że to raczej stan umysłu. Dzięki pracy ojca myślałem o tym już bardzo wcześnie, dyskutowaliśmy przy rodzinnym stole. Te dyskusje znajdują odbicie w moich tekstach.

Dziękuję za wywiad.

* Haile Selassie I - ostatni cesarz Etiopii. Znany jako symbol religijny ruchu Rastafari, którzy uważają na podstawie Kebra Nagast, że jest ostatnim z biblijnych Mesjaszów oraz wcielonym Bogiem zwanym przez rasta Jah, który przyszedł aby zakończyć wojny na ziemi i zaprowadzić tysiącletnie królestwo pokoju. Haile Selassie znaczy Potęga Trójcy. Cesarz był znany także pod przedkoronacyjnym imieniem jako ras Tafari Makonnen.

Wywiad przeprowadziliśmy razem z koleżanką Olą R., której za współpracę i wsparcie językowe dziekuję :P


Koncert odbył się dzień później - 30 kwietnia. Stodoła była wypełniona po brzegi i ledwo można było znaleźć miejsce, żeby podejść choć trochę bliżej sceny. Około dwudziestej zaczął grać pierwszy support - Pablopavo & Ludziki (zdjęcia i relacja tutaj), a za godzinę na scenę wyszli goście z USA o nazwie Solidiers of Jah Army (czytaj). Oba supporty bardzo mi się podobały, co sprawiało, że byłem (zresztą nie tylko ja) pozytywnie nastawiony i miałem sporo energii, aby doczekać do koncertu Gentlemana.


Zaczęli koło 22:00 po długim nawoływaniu przez publiczność. Gdy tylko Otto wypowiedział pierwsze słowa na sali rozległ się niesamowity hałas. Zaczął małym intrem z mieszanką różnych kawałków a następnie usłyszeliśmy Distant away.




Publiczność każdy kolejny utwór zasypywała oklaskami, nierzadko śpiewając refreny, a nawet zwrotki utworów razem z Gentlemanem. Były też kawałki, w które włączała się pani z chórku, tworząc z głównym wokalistą wspaniały duet.


Koncert trwał prawie do północy. Muzyka z górnej półki - doskonała technicznie i w świetnym wykonaniu - sprawiała, że tłum nie chciał wypuścić zespołu z klubu. Po dwukrotnym bisowaniu jednak byli zmuszeni skapitulować. Jednak to co usłyszeli tego wieczoru pozostanie na długo w pamięci. Leave us alone i Runaway na koniec porozrzucały wszystko i wszystkich jak gnój po polu. Moc i magia...

Trzy bardzo dobre zespoły, wspaniała muzyka reggae (nie wiem jak to się dzieję, ale ona zawsze przynosi tony energii), wypełniona po brzegi Stodoła i dużo, dużo dobrej zabawy. Czego chcieć więcej? Chyba tylko powtórki!



Na koniec jeszcze setlista:
1. Intro (Blessings | No time to play | Dem gone | Good old days)
2. Distant away
3. Good old days

4.Blessings of Jah
5. Diferent places
6. Hold on strong
7. Fast Forward
8. Got to go

9. Love Chant
10. Celebration
11. Jah inna yuh life

12. Regardless
13. Bridge over wall

14. The focus
15. Everlasting love
16. Intoxication
17. Thinking about you

18. Leader (Mamaash)
19. Lonely days
20. Jah love
21. Superior
22. Lack of love
23. Intentions

24. What you think (Tamika)
25. Finish line

26. No time to play
27. Another melody
28. Face off

29. It nuh pretty
30. Dem gone
31. Leave us alone
32. Runaway
33. Nothing a change

Setlista może się trochę nie zgadzać, bo jest spisana z kartki, którą miał przed sobą Gentleman. Wykonanie na koncercie mogło się różnić w zależności od jego zachcianek.

P.S. I jak na złość akurat na ostatnim koncercie światło było beznadziejne, co widać na zdjęciach. Supporty miały świetne. :)


Gentleman, 30 kwietnia 2010, Stodoła
Posted by Cochise

Popular Post

Blogger templates

Paweł "Cochise" Kociszewski. Fotografia koncertowa/muzyczna. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Flickr

- Copyright © FotoFosa -Metrominimalist- Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -