Archive for stycznia 2011

FotoFosa 2.0


Ponad rok działania bloga FotoFosa, kilka zmian graficznych, kilkanaście modyfikacji gadżetów i innych pierdółek, aż w końcu postanowiłem ulepszyć i całkowicie zmienić stronę.

Może poprzednia wersja nie była brzydka, ale wydaje mi się, że mało przejrzysta i zbyt mroczna. Teraz jest kilka udogodnień, które usprawnią przeglądanie bloga. Dodałem kilka stron w animowanej belce na górze, co sprawiło, że po prawej jest więcej miejsca. Oprócz tego, jak widać, są różnej maści przyciski do portali społecznościowych (bez tego w dzisiejszych facebookowych czasach trudno żyć :] )

Portfolio jest jeszcze w fazie tworzenia, ale niedługo (mam nadzieję) zapełni się zdjęciami.

Tak czy inaczej jeśli ktoś chciałby się wypowiedzieć o nowej wersji, czy się podoba, czy nie, to pod tym postem może wyrzucić wszystko co w nim siedzi. ;)

Pozdrawiam
Paweł
niedziela, 30 stycznia 2011
Posted by Cochise
Tag :

The Australian Pink Floyd Show


Kolejny koncert na trasie The Australian Pink Floyd Show po Polsce. Tym razem Torwar w Warszawie i ponad trzygodzinne show.

Show 3D, kwadrofoniczny dźwięk, no i wspaniała muzyka Pink Floyd. Tak właśnie zachęcali do koncertu organizatorzy. Może i było wszystko, ale nie w takiej jakości jak by się chciało.

Koncert zacząłem koło 20:00 widokiem z fosy. Pierwszym utworem jaki TAPFS zagrali był "Shine On You Crazy Diamond" (party I-V). I było nieźle. Ganiałem z jednego końca fosy na drugi w poszukiwaniu miejsca, żeby się wcisnąć między innych fosiarzy (a obrodziło tego dnia gęstością), światło miałem niezłe, czasami też miejsce dobre znalazłem... Potem jeszcze dwa utwory, opuściłem fosę i od tego momentu nie wiem co napisać.

Niby było przyjemnie, niby Floydzi, niby dobrze zagrana muzyka, ale brakowało mi jakiejś spójności, czegoś czego nie mogę opisać. Kawałki grane poprawnie (wiadomo, że to nie oryginalne PF), wizualnie też niczego sobie... Pomysł z drugą częścią koncertu w okularach 3D był ciekawy, ale z efektami było gorzej. Co prawda nie przyszło się tam na film, ale bez tych przyciemnianych, papierowych gadżetów też by można było wytrzymać.

Od czasu do czasu na scenie pojawiały się dmuchane zwierzęta. "Nauczyciel" w "Another Brick in The Wall", czy wielka świnia po lewej stronie sceny (przy ostatnim "Run Like Hell").

Liczyłem bardzo na "High Hopes" - nie doczekałem się, a ciekawy jestem jakby sobie poradzili. Miałem za to pół "Dark Side of The Moon", trochę "Division Bell" (swego czasu zastanawiałem się, która jest lepsza dla mnie) i kilka innych. Dobrze wypadły "Time", "Learning to Fly", czy wspaniały wręcz popis wokalny pani z chórku w "The Great Gig in The Sky".

I wcale, a wcale nie było słychać jak się basista walnął w "Another Brick", a gitarzysta w solówce do "Comfortably Numb". Nie, wcale...

Ogólnie rzecz biorąc koncert nie był ani cudowny, ani zły. Przyjemnie było usłyszeć utwory jednego z ulubionych zespołów na żywo i zobaczyć całkiem atrakcyjne show świetlne. Jednak ja chyba zbyt dużo oczekiwałem od zespołu i nieco się rozczarowałem. Nie był to tak dobry koncert na jaki liczyłem. Może to tylko kilka niedociągnięć, ale jakoś nie czułem do końca klimatu. Może gdyby się czymś wspomóc jak niektórzy (tak tak, było czuć)...

Może to też kwestia nowego składu (bez Iana Catella i naszej rodaczki, którzy odeszli do British Pink Floyd Show).

Tak czy siak - zdjęcia:







































Drugą część koncertu (po 20 minutowej przerwie) zdecydowanie mogę uznać za lepszą. Zarówno pod względem muzycznym jak i wizualnym. A dla koleżanki Agnieszki N. mam informację, że "Whish You Were Here" BYŁO! :)

Setlista taka jak na poprzednich koncertach tej trasy (przynajmniej tak mi się wydaje, jak coś się zmieniło to poprawię, ale myślę, że za dużo nie kombinowali przy setliście):

Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V)
Welcome To The Machine
Coming Back To Life
Arnold Layne
Sorrow
Learning To Fly
Dogs

Speak To Me
Breathe
On The Run
Time
Breathe (Reprise)
The Great Gig in the Sky
What Do You Want From Me?
Careful With That Axe, Eugene
Money
The Happiest Days Of Our Lives
Another Brick in the Wall, Part II
Wish You Were Here
One Of These Days
Comfortably Numb

Run Like Hell


Kto: The Australian Pink Floyd Show
Kiedy: 27 stycznia 2011
Gdzie: Torwar(Warszawa)





piątek, 28 stycznia 2011
Posted by Cochise

Żywiołak


Koncert zespołu Żywiołak promujący najnowszą płytę "Nowa Mix-Tradycja", czyli heavyfolkowa grupa na scenie Proximy!

Jak wspominałem w poprzednim poście przed Żywiołakiem zagrała kapela Thesis (zdjęcia). Po nich, na scenę weszła folkowa gwiazda wieczoru. Zaczęli gdzieś koło 21:00.

Pierwszy raz zespół usłyszałem na jakimś plenerowym koncercie w Sanoku. To było chyba przed koncertem IRY. Żywiołak zwrócił moją uwagę szczególnie na typ muzyki, który wtedy grali. Również dziwne instrumenty, które były mi wtedy obce, nie pozwalały odejść od sceny.

Od tamtej pory nie wiele się zmieniło. Kapela dalej gra niezłe kawałki, stylizowane na starodawną, polską muzykę ludową, dalej używają przedziwnych instrumentów (takich jak elektryczna lira korbowa) i dalej ich koncerty są niezwykle ekspresyjne.

Po Sanoku widziałem Żywiołaka na scenie jeszcze kilka razy. Kto nie był i nie słyszał temu bardzo polecam. Dla odmiany od muzyki, której słucha się na codzień.

Co prawda ich najnowszy krążek wieje strasznym dziadostwem (mixy starych kawałków z poprzednich płyt), ale koncerty jak zawsze niesamowite!























Wcześniej z Jaśkiem przeprowadziliśmy wywiad dla portalu Independent.pl z Robertem Wasilewskim (basista Żywiołaka), który można przeczytać tutaj.

Kto: Żywiołak
Kiedy: 20 stycznia 2011
Gdzie: Proxima(Warszawa)






piątek, 21 stycznia 2011
Posted by Cochise

Thesis


Tym razem koncert w Proximie. Dzień, w którym zespół Żywiołak promował swoją najnowszą płytkę. Zanim jednak gwiazda wyszła na scenę, ludzi rozgrzewał toolopodobny Thesis.
Wydaje mi się, że słyszałem ich pierwszy raz, chociaż są tak nieznanym zespołem, że mogłem ich gdzieś przypadkiem widzieć podczas supportowania innych kapel. Nie pamiętam.

Grali jednak całkiem nieźle. Napisałem na początku, że są toolopodobni, bo tworzą całkiem nizły, progresywny rock. Wokalista posiada mocny, donośny głos, ale wykorzystuje go tylko na tyle ile trzeba. W sam raz, idealnie pasuje do kapeli. Podobno jego angielski nie jest zbyt dobry (bo śpiewa właściwie tylko po angielsku), ale mi się podobało. Gitarzysta solowy - dla mnie człowiek zacny, ponieważ pracował na ośmiostrunowcu. A robił to całkiem swobodnie i tworzył ciekawe melodie. Reszta kapeli nie wyróżniała się zbytnio, ale dopełniała całości i sprawiała, że całość brzmiała bardzo dobrze i przyjemnie. Nie męczyli, a nawet zostawili lekki niedosyt.

Tutaj kilka zdjęć:




















Koncert dobry. Mało która kapela w Polsce potrafi zagrać taką muzykę. Thesis się stara i wychodzi im to całkiem nieźle. Teraz będę na nich polował, jak będą gdzieś grali. A kolega Jasiek już postarał się o wywiad z nimi, więc pewnie w ciągu kilku dni pojawi się na independent.pl.

Kto: Thesis
Kiedy: 20 stycznia 2011
Gdzie: Proxima (Warszawa)
Posted by Cochise

The Blind Boys of Alabama


Ośmiu mężczyzn, prawie wszyscy niewidomi (jak sama nazwa zespołu wskazuje) i niezwykły koncert mieszanki gospel i dobrego, amerykańskiego bluesa. Tak wyglądało poniedziałkowe Palladium w Warszawie.

Klub przywitał mnie niemiłym zapachem na początku i pustkami. Chyba podczas bardziej obleganych koncertów po prostu czuć więcej potu i dymu papierosowego. Jednak pusta sala nie była zaskoczeniem dla mnie. Nie spodziewałem się wielkiej ilości widzów, bo zespół w Polsce jest niezbyt znany. Dopiero później okazało się, że sala została zapełniona prawie w całości. Zostało kilka wolnych miejsc... siedzących. Bo wszystkie były siedzące.

Kilka minut po godzinie 20:00 na scenę weszli (a właściwie zostali wprowadzeni) gwiazdorzy tego wieczoru. Na początku Jimmy Carter powitał przybyłych (z ciekawym amerykańskim akcentem, takim jak można usłyszeć na starych filmach z USA). Bardzo się ucieszył, że dostał wielkie brawa. Zaczęli grać.

Zespół został założony w roku 1939, więc panowie nie są już młodzieniaszkami (co chwilę musieli przysiadać na przygotowanych krzesłach), ale wigoru to mają po dostatkiem. Nawet sobie czasami poskakali (iha!). Jedyny, który czasami wstawał z miejsca był Bishop Billy Bowers. Ale to już zdjęcia wyjaśnią dlaczego. Chyba się nie zdziwicie. No i jeszcze perkusista! :)

Po płytach spodziewałem się lekkiego bluesowego zamulania, ale nie! Panowie zagrali koncert z wielką energią. Mimo wieku doskonale dawali sobie radę na scenie, mieli świetny kontakt z publicznością, a ich muzyka była, że tak powiem... czarująca. Niesamowita mieszanka muzyki gospel, która chwali Boga we wszystkich osobach, z bluesem w czystej postaci. Blusem sygnowanym logiem Ju-Es-Ej.

Mnie oczarowało, ale przede wszystkim zaskoczyło. Niestety gorączka, która katowała mnie od rana nie pozwoliła wysłuchać Panów do końca. Jednak jestem bardzo zadowolony, że udało mi się być w Palladium i widzieć kawał dobrego koncertu!

A tutaj tradycyjnie kilka zdjęć. A, że światło było idealne...









































Rok koncertowy się rozkręca. Coraz lepsze koncerty, coraz milej w fosie.
Oby tak dalej!

Kto: The Blind Boys of Alabama
Kiedy: 17 stycznia 2011
Gdzie: Palladium (Warszawa)
poniedziałek, 17 stycznia 2011
Posted by Cochise

Popular Post

Blogger templates

Paweł "Cochise" Kociszewski. Fotografia koncertowa/muzyczna. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Flickr

- Copyright © FotoFosa -Metrominimalist- Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -