Archive for kwietnia 2010

Czesław Śpiewa


Środowy wieczór zdecydowanie należał do pana Mozila. 28 kwietnia w warszawskiej Stodole wystąpił zespół Czesław Śpiewa, a klub prawie pękał w szwach. Nie dziwota, bo znany i lubiany "duńczyk" promował swoją najnowszą, jeszcze ciepłą płytę "Pop".
Około godziny 20:30 zaczęło się niesamowite, wręcz bajkowe przedstawienie. Jak powiedział Tomasz Lipiński o Czesławie: "Jego wrażliwość na dźwięki i słowa sprawia, że albo go kochasz, albo go nie znasz". Tego wieczoru miałem wrażenie, że znali go wszyscy, a spora część kochała.




Teksty z pierwszej płyty znałem prawie wszystkie na pamięć i nie za sprawą tego, że się uczyłem. Ta muzyka sama wpada w ucho a słowa zapamiętują się same. Drugą płytę - nową - przesłuchałem kilkanaście razy od jej wydania. Tak samo dobra jak jej poprzedniczka. Na koncercie wszystkie utwory zagrane przez Czesława wypadły świetnie. Kto jeszcze go nie słyszał to radzę zdobyć krążek!


Czesław rzucał ze sceny żartami, a czasami rozmawiał z publicznością. Od razu nawiązała się obustronna sympatia, przy której zabawa była niesamowita. Bardzo spodobało się wyjaśnienie nazwy jednego z utworów: "To się nazywało When daddy leave mommy ale tłumacz przetłumaczył to jako Kiedy tatuś sypiał z mamą i zostało..." - opowiadał Czesław.

Wielki aplauz Czesio dostał gdy poprosił oświetleniowca: "czy można prosić pana od świateł, abym mogł... zobaczyć... dla kogo gramy?". Z jego skrzecząco-piskliwym głosem zabrzmiało to komicznie, ale bardzo miło.




Było dużo radości, śmiechu, oklasków i tego co fani Czesława lubią najbardziej - dobrej muzyki z doskonałymi tekstami. Usłyszeliśmy trochę z pierwszej płyty, większą część drugiej (z kilkoma jeszcze z czasów Tesco Value: Caesia & Ruben, O tych w Krakowie). Była Żabka, Maszynka do świerkania, Tyłem do przodka - ze "staroci" i Krucha blondynka, wspomniany wcześniej kawałek Kiedy tatuś sypiał z mamą, oraz W sam raz, Caravan i kilka innych z nowej płyty.


Koncert trwał ponad godzinę i przedłużony był jeszcze o dwa bisy. W czasie pierwszego wznowienia Czesław sam zagrał na akordeonie i zaśpiewał, poprzedzając wszystko komentarzem: "Są piosenki, które są smutne, a wszyscy się śmieją. Teraz też tak będzie. Ja się śmieję, że oho ho..." - historia miłości chłopczyka i dziewczynki.

Drugi bis to ponowne przypomnienie pierwszego krążka - Kradzież cukierka i Mieszko i Dobrawa Jako Początek Państwa Polskiego. Po tych dwóch utworach wszyscy się rozeszli, chociaż nie sądzę, żeby mieli dość sympatycznego Czesława i jego śpiewająco-grającego zespołu. Było bardzo pozytywnie, muzycznie jak zawsze świetnie i ludzie się wspaniale bawili przy czesiowej muzyce. Jest to jeden z niewielu koncertów, które mógłbym powtarzać w nieskończoność.




Jeśli jeszcze ktoś nie był i nie widział "Śpiewającego Czesława" to musi koniecznie kupić bilet na najbliższy koncert. Nie ma na co czekać. Ja byłem zachwycony...

Więcej zdjęć tutaj.

Czesław Śpiewa, Stodoła, 28 kwietnia 2010.
czwartek, 29 kwietnia 2010
Posted by Cochise

La Coka Nostra


26 kwietnia (po dłuższej koncertowej przerwie w Stolicy) w Stodole pojawiła się legenda rapu - La Coka Nostra. Wspierana była przez szczecińską formację PMM.
Jako, że PMM nie przypadł mi kompletnie do gustu nie wrzucę zdjęć. Dwóch facetów zaprezentowało pijacko-żenujący poziom muzyczny i wizualny. Niestety.




Za to gwiazda wieczoru pokazała, że przemawia jeszcze przez nich House of Pain. Można było poczuć moc i energię tej muzyki.







Mi się podobało. Zagrali prawie wszystko co chciałem i zabrzmieli dużo lepiej niż na płytach, co się wielce ceni. Znakomity koncert. Porywający i ekscytujący w każdej minucie.




Ceny biletów mogły odstraszać, bo trzeba było wydać 110zł, ale myślę, że warto zobaczyć coś co nie jest marnym hip-hopem z polskich ulic. Bo nasi artyści prezentują poziom niski (oczywiście są wyjątki). La Coka Nostra to wielka energia, pięciu wielkich chłopów i kawał porządnej, mocnej i co najważniejsze dobrej muzyki.

Więcej zdjęć tutaj


La Coka Nostra (+PMM), Stodoła, 26 kwietnia 2010r.
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
Posted by Cochise

Vavamuffin


Dawno nie byłem na koncercie reggae, a tu nagle trafia się w Warszawie jedna z najlepszych polskich grup. Vavamuffin dało upust pozytywnej energii w klubie Proxima. Jako support wystąpił zespół Raggamoova (zdjęcia tutaj) i dał równie wspaniały występ co gwiazda wieczoru.

Brakowało w zespole Gorga, który podobno zachorował i nie mógł wystąpić. Ale dwóch pozostałych wokalistów: Reggaenerator i Pablopavo dawało radę i świetnie zakrywali dziurę po Gorgu.


Zaczęli kawałkiem "VavaTo" i natychmiast rozgrzali tłum, który przybył do Proximy. Pozytywna i potężna energia biła ze sceny. Publiczność szalała, wsłuchiwała się i śpiewała razem z Vavamuffin. A sam zespół (z tego co było widać) bardzo dobrze się bawił na scenie.


Wszystko ładnie, pięknie, kilka kawałków z nowej płyty, która ukaże się już niedługo. Moc, zabawa i naprawdę dobry koncert!












Vavamuffin, Proxima, 8 kwietnia 2010.
piątek, 9 kwietnia 2010
Posted by Cochise

Raggamoova


Zespół Raggamoova zagrał support przez Vavamuffin. Zdjęcia z głównej atrakcji wieczoru tutaj

Zaczęło się zaskoczeniem, przynajmniej dla mnie. Nie zauważyłem nigdzie informacji, że ktoś zagra support przed Vavamuffin. Dowiedziałem się o tym dopiero gdy na scenę wyszli muzycy w niczym nie przypominających Pablopavo czy Gorga.




Z początku ich wizerunek sceniczny wydał się dość śmieszny, ale to nie przeszkodziło im w zagraniu dobrego muzycznie, ale też wizualnie, koncertu. Trzy wokale, w tym jedna pani i całe mnóstwo dobrych i porywających dźwięków.



Raggamoova to skoncentrowane brzmienia, szybkie nawijki i melodyjne refreny. Bardzo przyjemnie się słuchało, wizualnie było równie dobrze i... muzyka bujała tłumem. Mało kiedy support tak porywa publiczność jak tego wieczoru.


Jestem zadowolony. Podwójne zaskoczenie. Na początku, że w ogóle zagrali, a potem, że zagrali tak dobrze. Ja się świetnie bawiłem, mimo, że do pogo nie wchodziłem. Czas szukać wydarzeń tam gdzie jeszcze gra RAGGAMOOVA!













Raggamoova, Proxima, 8 kwietnia 2010.
Posted by Cochise

Dagadana


W poniedziałkowy wieczór zawiało wschodem. W warszawskim Powiększeniu kilkanaście minut po godzinie dwudziestej zagrał zespół Dagadana.
Spektakl muzyczny był polsko-ukraińską mieszanką folku, jazzu i elektroniki. Zespół to trio, ale w ten wieczór zagrali w czwórkę, a potem nawet w więcej osób.


Na pierwszy plan wysuwał się Mikołaj Pospieszalski z "tych Pospieszalskich". Wielki kontrabas, a potem gitara basowa wybijały się niskimi dźwiękami w powiększeniową przestrzeń.



Pozostała część Dagadany, czyli Dana Vynnytska (wokal, klawisze) i Daga Gregorowicz (wokal, elektronika)- od których imion powstała nazwa zespołu - wspaniale operowały zarówno swoimi głosami jak i instrumentami, na których grały.



Pod koniec koncertu jako niespodzianka na scenę wszedł wokalista Afrokolektywu i zaśpiewał jeden utwór. Razem brzmieli zadziwiająco dobrze.




Koncert tego zespołu to ciekawe nie tylko wizualnie i słuchowo wydarzenie. Każdy mógł zostać członkiem zespołu podczas utworu, do którego Trio zaprosiło osoby z publiczności. Ludzie, którzy weszli na scenę dostali najróżniejsze przeszkadzajki. Było też dużo balonów, które swoim dźwiękiem (pocierania gumą o rękę) dopełniały małej kakofonii dźwięków.


Koncert zaliczam do bardzo udanych. Miło się słuchało, oglądało i uczestniczyło w czymś bardzo ciekawym. Muzyka była czysta technicznie i "mądrze" skomponowana. Mała sala Powiększenia dodawała klimatu, a ludzie bawili się doskonale. Powtórka jak najbardziej wskazana!






Dagadana, 29 marca 2010, Powiększenie.
czwartek, 1 kwietnia 2010
Posted by Cochise

Popular Post

Blogger templates

Paweł "Cochise" Kociszewski. Fotografia koncertowa/muzyczna. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Flickr

- Copyright © FotoFosa -Metrominimalist- Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -